Sytuacja po żniwach 2023 – dobrze to już było ….
W kontekście żniw nie sposób pominąć cen. Po to przecież produkujemy, by zarabiać. A zarabiamy po to, by m.in. odnawiać produkcję. Problem w tym, że przy tak wysokich kosztach i jednocześnie niskich cenach płodów rolnych zarobek jest czysto iluzoryczny. A w wielu przypadkach opłacalności nie ma żadnej i jest duża dokładka do hektara produkcji. Stąd już jeden, w optymistycznym wariancie może dwa kroki do tego, by nie było z czego odnowić produkcji.
Spadek cen zbóż i rzepaku rok do roku przekraczał nawet 50%. Obiektywnie rzecz ujmując już jesienią ubiegłego roku mogliśmy spodziewać się, że ceny ze żniw 2022 nie zostaną utrzymane. Jednakże logika podpowiadała co innego: przy tak wysokich kosztach nie może być przecież taniej. Kilka razy w ubiegłym roku wspominaliśmy zresztą właśnie o tym, że pomimo rekordowo wysokich cen płodów rolnych w ślad za nimi idą rekordowe nakłady. Pomimo bardzo wysokich wycen zbóż, rzepaku czy kukurydzy siła nabywcza rolnika była niższa aniżeli w latach poprzednich. Tak więc naturalne wydawało się, że może i ceny w żniwa nie będą tak wysokie, ale jednak rynek ustabilizuje się a korelacja cen środków do produkcji, zwłaszcza nawozów, w stosunku do płodów rolnych wróci do norm z lat poprzednich. Tak się jednak nie stało. Bo choć ceny nawozów zostały znacznie obniżone to i tak nie powróciły do poziomu sprzed wojny na Ukrainie czy też sprzed doby pandemicznej. Ponadto bardzo wiele gospodarstw zakupiło nawozy w horrendalnych cenach. Bo producenci niejednokrotnie zapowiadali, że za chwilę nawozów może zabraknąć, że będzie ich mniej, że może nie starczyć dla wszystkich… Tymczasem zboża, rzepak oraz kukurydza są najtańsze od lat.
Jakość towaru w te żniwa będzie kolejnym elementem, który zostanie w pamięci. Wielu doświadczonych już, starszych rolników, wspominało, że nie pamiętają takich żniw. W niektórych regionach deszcze przerwały zbiory nawet na dwa, trzy tygodnie. A część gospodarstw żniwa mogła zacząć dopiero w drugiej dekadzie sierpnia. Deszcze przyszły – dodajmy, że w dość obfitej ilości – w najmniej oczekiwanym momencie. Tuz przed żniwami lub w ich środku. I pogorszyły jakość zbóż. Pszenżyta porastały na potęgę, a w przypadku pszenicy nie było mowy o konsumpcji po tak dużych i jednocześnie długich opadach. Zresztą problem małej ilości pszenicy konsumpcyjnej istniał już przed deszczami, a te tylko zmniejszyły jeszcze potencjalną ilość ziarna z dobrymi parametrami. Białko było w tym sezonie na wyjątkowo niskim poziomie, parametrów nie spełniały też chociażby gluten oraz opadanie. W rekordowych chyba ilościach koszono mokre ziarno. Pszenica o wilgotności 16 – 17% idąca „pod kosę” nie była w tym sezonie niczym wyjątkowym. Kto czekał aż zboża przeschną ten się doczekał… obniżki cen.
Pokłosiem niskich cen w żniwa będzie zapewne znaczne zahamowanie inwestycji. To może być rok na przetrwanie. Nie da się „położyć” 6 – 7 tysięcy zł na hektar uprawy i odebrać z tego areału tej samej ilości pieniędzy w przychodzie. De facto wychodzimy wówczas na zero, a spirala zadłużenia pod kolejną produkcję zapętla się. Cały ewentualny przychód wkładany jest tylko w obsianie, ochronę, nawożenie. Do tego w spłaty kredytów, podatków, ubezpieczeń. Co gorsza coraz więcej gospodarstw musi posiłkować się zakupami terminowymi – z płatnością odroczoną o kilka miesięcy czy pod kolejne zbiory. Czyli w przyszłym sezonie ponownie wszystko trzeba będzie oddawać firmom, by spłacić zobowiązania zaciągnięte na produkcję. A gdzie tu miejsce na inwestycje? Na spełnianie kolejnych rygorystycznych norm unijnych? Te żniwa znacznie pogorszą sytuację polskiego rolnictwa.